Mimo ujednoliconych kilka lat temu przepisów i wciąż pojawiających się nowych rozwiązań oraz akcji edukacyjnych, w kwestii e-hulajnóg nie brakuje absurdów i w najlepszym przypadku niedociągnięć – zarówno ze strony miast jak i firm wypożyczających jednoślady. Według Marcina Chlewickiego z Miasto Jest Nasze zmagamy się obecnie z sytuacją, w której zalegalizowano to, co wcześniej funkcjonowało poza prawem: "Gdybym ja chciał handlować na chodniku, musiałbym płacić za miejsce. Tymczasem operatorzy hulajnóg robią, co chcą."
W Polsce korzystanie z hulajnóg elektrycznych, w tym tych dostępnych w systemach sharingowych, jest regulowane ogólnokrajowymi przepisami, które weszły w życie 20 maja 2021 roku w ramach nowelizacji ustawy „Prawo o ruchu drogowym”. Wówczas to uznano hulajnogę elektryczną za odrębny typ pojazdu i przypisano jej konkretne zasady użytkowania, zarówno w kontekście infrastruktury drogowej, jak i wieku użytkownika (osoba poniżej 18. roku życia musi posiadać kartę rowerową, a dzieci do lat 10 nie mogą poruszać się hulajnogą elektryczną po drogach publicznych, nawet pod opieką dorosłych) oraz jego obowiązków. Dzięki temu ujednolicono zasady poruszania się hulajnogami w całym kraju, co miało na celu poprawę bezpieczeństwa wszystkich uczestników ruchu drogowego.
Powolne zmiany– Nasz
„Dekalog operatora” mimo to niestety pozostaje aktualny – mówi Marcin Chlewicki ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. – Opublikowaliśmy go razem z zestawieniem zasad, których powinni przestrzegać użytkownicy hulajnóg ale i przedstawiliśmy postulaty dotyczące obowiązkowych umów z samorządami, wprowadzenia publicznego rejestru pojazdów, obowiązku opłat za zajmowanie przestrzeni publicznej, ubezpieczenia OC i NNW, czy dzielenia się przez operatorów danymi z przejazdów.
– Owszem, sytuacja nieco się poprawiła – dodaje Marcin Chlewicki. – Hulajnóg jest trochę mniej w miejscach szczególnie uciążliwych dla pieszych, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb. Problem nielegalnego i nieprawidłowego parkowania trwa, a kluczowym źródłem chaosu są hulajnogi współdzielone, za które operatorzy nie ponoszą realnej odpowiedzialności.
I chociaż wypowiedź Marcina Chlewickiego siłą rzeczy odnosi się do Warszawy, to podobna sytuacja i tożsame problemy mają miasta w całej Polsce, o czym już pisaliśmy podsumowując tę kwestię dla miast takich jak:
Wrocław,
Poznań,
Trójmiasto,
Kraków i oczywiście
Warszawa…
Brak umów głównym oskarżonym?Jak twierdzi Marcin Chlewicki, miasto ma ograniczone możliwości egzekwowania porządku, a odpowiedzialność za źle zaparkowane pojazdy spada de facto na nikogo – trochę na użytkownika, trochę na właściciela firmy a najczęściej hulajnoga przestawiana jest na bok przez zwykłych przechodniów lub zabierana przez kolejną osobę, która chce z niej skorzystać. Stojaki rzadko są wykorzystywane, hulajnogi zalegają więc na chodnikach i bulwarach. To nie tylko kwestia estetyki, ale przede wszystkim bezpieczeństwa i dostępności przestrzeni dla pieszych, osób starszych czy z niepełnosprawnościami.
– Od lat apelujemy o obowiązek zawierania umów pomiędzy miastami a operatorami – mówi Marcin Chlewicki z Miasto Jest Nasze. – Taka umowa byłaby realnym narzędziem do egzekwowania zasad i karania nadużyć. Obecnie system przypomina farsę – prywatne firmy wprowadzają na ulice tysiące pojazdów, nie płacąc nic za korzystanie z publicznej przestrzeni. Gdybym ja chciał handlować na chodniku, musiałbym płacić za miejsce. Tymczasem operatorzy hulajnóg robią, co chcą.
W wielu polskich miastach firmy wynajmujące hulajnogi elektryczne są zobowiązane do uiszczania opłat za korzystanie z przestrzeni publicznej. Wysokość i forma tych opłat zależą jednak od lokalnych przepisów oraz umów zawieranych z władzami miejskimi. Najczęściej,
jak oświadczyło w swoich social mediach stowarzyszenie Miasto Jest Nasze, są to też opłaty śmiesznie niskie, nijak mające się do skali problemów, jakie generują hulajnogi elektryczne w mieście oraz przychodów tych firm. Więcej na ten temat pisaliśmy już
tutaj.
Problem prawny i technicznyMarcin Chlewicki zwraca uwagę, że zmagamy się obecnie z sytuacją, w której zalegalizowano coś, co wcześniej funkcjonowało poza prawem – i zrobiono to w sposób mocno niedoskonały. E-hulajnoga to pojazd z dużym silnikiem i lepszym przyspieszeniem niż rower, a jednocześnie przepisy traktują ją łagodniej. Hulajnogi mogą poruszać się niemal wszędzie, także po chodnikach, gdzie rowery mają ograniczenia. Dodajmy do tego zbyt niski wiek dopuszczenia – obecnie 10 lat – i otrzymujemy mieszankę nieodpowiedzialnych decyzji legislacyjnych.
W wielu krajach europejskich obowiązuje zasada identyfikowalności – pojazdy z napędem mają tablice rejestracyjne. Według Marcina Chlewickiego u nas tego brakuje, co uniemożliwia pociągnięcie użytkownika do odpowiedzialności za wykroczenia. Efekt? E-hulajnoga poruszająca się z prędkością co najmniej 12 km/h po bulwarze to codzienność – mimo że pieszy porusza się dwa razy wolniej. Przepisy są fikcją, bo nikt ich nie egzekwuje, a użytkownicy hulajnóg dobrze o tym wiedzą.
Problem z edukacją i bezpieczeństwoMimo, że zarówno
Straż miejska jak i Policja często angażują się lub organizują akcje edukacyjne, dotyczące użytkowania hulajnóg, według Stowarzyszenia Miasto Jest Nasze, to ciągle za mało, a wiele z tych akcji to tylko działania pozorne:
– Miasto nie prowadzi realnych działań edukacyjnych. Hasło „edukacja” funkcjonuje głównie jako wygodna przykrywka dla braku realnych decyzji – mówi Marcin Chlewicki i dodaje: – Owszem, operatorzy na początku chętnie pokazywali zdjęcia uśmiechniętych osób w kaskach, ale rzeczywistość wygląda inaczej – dwie osoby na jednej hulajnodze, jazda po alkoholu, niebezpieczne manewry – to wszystko dzieje się każdego dnia.
Prawdą jest, że najlepiej o palącym charakterze problemu świadczą
statystyki wypadków z udziałem hulajnóg za miniony rok, w tym również wypadków śmiertelnych. A liczby te wciąż rosną…
– Naszym zdaniem hulajnogi elektryczne są z definicji niebezpieczne. Pozycja stojąca, niestabilność, brak możliwości sygnalizowania zamiaru skrętu, słaba widoczność i brak ochrony twarzy przy upadku – to wszystko sprawia, że każdy wypadek może skończyć się poważnymi obrażeniami – podsumowuje Marcin Chlewicki z Miasto Jest Nasze i dodaje:
– Będziemy więc dalej walczyć o porządek, rozsądek i bezpieczeństwo w miejskiej przestrzeni. Przez lata organizowaliśmy konferencje, pisaliśmy ekspertyzy, nagłaśnialiśmy problem i – niestety – nasze przewidywania się sprawdziły. Dziś e-hulajnogi to nie tylko technologia, to wyzwanie cywilizacyjne. Czas potraktować je na serio.